Willa Poprad
//
Ola + Mateusz
Wróćmy dziś myślami do pewnego wyjątkowego dnia września, który mimo zaczynającej się już powoli jesieni – wszystkich zaskoczył swoim słonecznym charakterem. Na pewno mieliście tak chociaż raz (nie musicie przyznawać się do tego teraz głośno! ;)), że patrząc na dwójkę obcych lub też znanych Wam osób zastanawialiście się, jak to jest, że mają oni wszystko: miłość, charyzmę, niesamowity styl, niebanalne poczucie humoru, wsparcie bliskich, a do tego jeszcze… idealną pogodę w dniu ślubu we wrześniu. Poznajcie zatem tych szczęściarzy – Olę i Mateusza – i zobaczcie reportaż z ich ślubu i wesela. A mogę Wam zdradzić, że było naprawdę elegancko!
Miłość, nie tylko do cygar i prosecco
Tym razem miejscem, które miałem okazję odwiedzić była Willa Poprad w Rytrze. Miejsce pełne uroku, które swoim wyjątkowym umiejscowieniem wśród zieleni, wszystkich napełnia takim… spokojem. I tutaj właśnie rozpoczęliśmy naszą wspólną przygodę. Jako że młodzi zdecydowali się na przygotowania w dwóch osobnych miejscach, ich reportaż ze ślubu rozpoczął się od przygotowań Mateusza, który – wraz ze swoimi najbliższymi – czekał już na swój wielki dzień w Willa Poprad. Idealnie skrojony garnitur smokingowy, cygara i mocno zaangażowani w przygotowania najbliżsi. Te punkty można uznać za kluczowe, z ogromnym naciskiem na ten ostatni. Zwykle bywa tak, że rodzice są obecni w przygotowaniach, ale raczej chowają się lekko, ustępują drużbie, trochę z nieśmiałości przed kamerą, a trochę z chęcią pozostawienia swobodny młodym. I to też jest w porządku. Jednak uwierzcie mi, że w tym razem ich zaangażowanie i wsparcie, by dopiąć wszystko na ostatni guzik, pomóc w tych przygotowaniach – nie tylko skutecznie rozładowało stres wszystkich tu zebranych, ale wprowadziła też przecudowną atmosferę, która towarzyszyła nam już do samego końca tego dnia! Zdjęcia aż robiły się same! I dokładnie to samo działo się po drugiej stronie – u naszej panny młodej, która w tym samym czasie przygotowywała się w swoim rodzinnym domu. Wszystko to z uśmiechem i lampką prosecco w ręku!Gdy przepiękna sukienka z jednego z moich ulubionych salonów sukni ślubnych (Strefa Panny Młodej) została założona, na nogach Oli pojawiły się już stylowe czółenka od Jimmy’ego Choo, a w rękach zawitał bukiet angielskich róż (kwiaciarnia Loftowa z Nowego Sącza) – mogliśmy wyruszyć w stronę kościoła.
Łzy szczęścia
Ola, prowadzona przez swojego tatę do ołtarza, skupiła na sobie uwagę wszystkich zebranych. Jednak ten, który patrzył na nią z największym zachwytem czekał już przy ołtarzu. Przez całą ceremonię uśmiech nie schodził z twarzy Oli i Mateusza. To jedna z rzeczy, którą uwielbiam w pracy fotografa ślubnego. Podczas ślubu: nikt nie sili się na udawanie, pozowanie czy powstrzymywanie się przed czymkolwiek. Wszystko, co widzicie na zdjęciach to prawdziwe emocje, uchwycone chwile, które w pamięci młodych zostaną na zawsze. Niektóre pewnie też w anegdotach, które przez kolejne lata będą do nich wracać przy wspominaniu tych dni. I jestem przekonany, że jedną z nich będzie wspomnienie wzruszenia Oli, która (wciąż!) z uśmiechem na twarzy, pozwoliła na pokazanie łez wzruszenia podczas składania przysięgi. Co zresztą udzieliło się zgromadzonym w kościele, którzy po kryjomu podawali sobie wzajemnie chusteczki w kościelnych ławkach.
Z perspektywy fotografa: wyjście z kościoła jest jednym z najbardziej fotogenicznych momentów, w jakich można uchwycić parę młodą. Sami wiecie: szczęście, ulga i poczucie wygranej uchwycone w jednej chwili – takie kompilacje nie zdarzają się często. Dlatego zawsze sugeruje, jak cały ten moment jeszcze bardziej uatrakcyjnić, uczynić jeszcze bardziej fotogenicznym. I tutaj naprawdę świetną rolę pełnią płatki kwiatów, które niczym naturalne confetti, pięknie dopełniają cały obraz.
Przyjęcie w Willa Poprad
Po ceremonii wyruszyliśmy do Willa Poprad, gdzie odbywało się przyjęcie. Piękna, dwupoziomowa sala z ogromnymi, pajęczymi żyrandolami udekorowana została bardzo gustownie, na stołach dominowała biel z lekko zgaszonym pudrowym różem i pięknymi kompozycjami róż i suszonych traw. Oprócz bajecznego umiejscowienia nad samą rzeką Poprad, miejsce to znane jest też z pysznego jedzenia, nawiązującego do kuchni międzywojnia. Goście mieli okazję przekonać się sami o wyjątkowości tej kuchni podczas uroczystego obiadu, do którego mieli szansę usiąść chwilę po złożeniu życzeń. A później nadszedł czas na widowiskowy i niezwykle elegancki pierwszy taniec, który otworzył – już oficjalnie – zabawę na przyjęciu weselnym. Do Willa Poprad warto wybrać się nawet bez okazji, aby poznać tutejsze atrakcje i pospacerować wśród tych bajecznych krajobrazów. Co zresztą mieliśmy możliwość uczynić przy okazji sesji naszej pary młodej, na którą wyrwaliśmy się chwilę po pierwszym tańcu. Państwo Młodzi swoją naturalnością, idealnie wpisali się w zielony krajobraz tego miejsca. Czuli się zupełnie swobodnie, w pełni oddając się i skupiając na sobie, nie szczędząc sobie przy tym czułości, a ja mogłem – równie swobodnie – grać rolę cichego obserwatora, skrzętnie dokumentującego te chwile. Czy się udało? Z taką parą nie mogło się nie udać.
Często jest tak, że przyciągamy w życiu podobne do siebie osoby. I ta teza w pełni sprawdza się w przypadku Oli i Mateusza. Ich goście… To był istny ogień! Zabawy, rekwizyty i – jak u państwa młodych – totalna naturalność i zero skrępowania aparatem. Nie pamiętam, kiedy ostatnim razem miałem tak wiele doskonałych zdjęć! Niektórzy z nich potrafili spędzić na nim spooooro czasu bez konieczności przerwy. A to oznacza tylko jedno: było naprawdę, naprawdę dobrze. Szaleństwo na parkiecie, którym zawładnęli w pełni, po dłuższej chwili przeniosło się na oświetlony już taras, gdzie wszyscy ochoczo pozowali do swoich zabawnych zdjęć z młodymi w roli głównej. Znaleźliśmy jednak jeszcze chwilę na to, by uchwycić Olę i Mateusza samych w świetle rozwieszonych na całym tarasie lampek, które rzucały ciepłe światło, na i tak już jasno bijące od nich ciepło. Zrobiliśmy też krótką sesję, angażując gości do roztoczenia wokół nich punktowych świateł z zimnych ogni.
A później była już tylko zabawa, w czasie której miłym akcentem był występ kapeli góralskiej, która jeszcze bardziej podkręciła wesołą atmosferę na parkiecie.I tak do rana!
Na sesji plenerowej spotkaliśmy się już innego dnia. Tym razem wybór padł na Pałac Goetza w Brzesku. Majestatyczny, zapierający dech w piersiach, idealnie pasował do eleganckich stylizacji Oli i Mateusza, nie odbierając im przy tym ani odrobiny ich niesamowitej naturalności. Majestatyczne wnętrza i ich angielska elegancja razem w zestawieniu sprawiły, że całość spokojnie mogłaby zostać opublikowana na stronie Księstwa Cambridge. I nikt, ale to nikt, nie pomyślałby, że nie należą oni do królewskiej rodziny.
Od razu zapraszam Was na inne moje zeszłoroczne realizacje, szczególnie polecam ślub we Florencji oraz w naszej polskiej Villi Love.